Siemanko..
Dzisiaj stwierdziłem że po odpoczynku od gry zwaną League of Legends czas powrócić i dobić się do złota. Z dobrym nastawieniem usiadłem i zagrałem na rozgrzewkę dwa Aramy i potem 3 rankedy bo stwierdziłem że nie ma co tracić czasu na normale czy coś.
S II
12 pkt
Pierwszy meczyk Vayne i wleciał Pentakill, nic specjalnego ale miło wbić pente po przerwie i wygrać w dodatku. Wiem, wiem to i tak tylko aram ale cieszy i bawi zawsze.
Druga rozgrywka poszła gładko, a grałem tam Zilean'em więc bardzo zabawny mecz no i też wygrany. Stun z dwóch bomb i dmg zadany z nich jest prze ogromny. Bardzo pomocna postać w tym trybie.
Potem pojechałem załatwić parę spraw i wybiła godzina 21 więc usiadłem do komputera, odpaliłem lola i zagrałem solo rankeda i co z tego wyszło? Nic ciekawego...
Grałem na supporcie (mój main) i wybrałem Leone, dumnie ruszyłem do przodu ze swoim adc (Miss Fortune ) i już na samym początku koleś dziwnie się zatrzymywał. Jak się okazało pisał z kimś na fb, co przełożyło się na ilość minionków oraz dwie szybkie śmierci. Reszcie drużyny nie szło lepiej... W trakcie meczu oczywiście nie zabrakło obrażania od polskiego mid lanera oraz proponowania mi samobójstwa ze strony Dariusa po zabiciu Teemo przeze mnie. Co najlepsze ten top laner zginął jakieś pół minuty wcześniej...
Zdecydowałem się że nie poddam się tak łatwo i zagrałem kolejny mecz. Tutaj lepiej wcale nie było co można stwierdzić po kolejnym genialnym adc, zrobić statystyki 0/12/4 i mieć pretensje do supporta że nie jestem jego tarczą w momencie gdy on idzie walczyć z lucianem który wyprzedzą nas o 2 lub 3 lvl.... Brak mózgu zdiagnozowany! To był mecz po którym spadłem do S III i aż się we mnie zagotowało po tym meczu.
Po tej grze się podłamałem i stwierdziłem że koniec z beznadziejnym ad carry. Więc jakie znalazłem rozwiązanie? Zostać strzelcem i wygrać grę. Tak też się stało, mecz szedł bajecznie łatwo i nie mogłem narzekać na swojego pomocnika bo umiał koleś grać. Reszta drużyny również bez zarzutu i w końcu poczułem radość z gry, ale pytanie brzmi czy na długo?
Tak o to zakończyłem swoje zmagania na Summoner's Rift, ważne że dzień zakończony wygranym meczem lecz w punktach nie jest już tak kolorowo...
S III
95 pkt
Poddawać się nie można więc jutro mam nadzieje powrócić do Silvera dwa i powoli iść coraz to wyżej. Pamiętajcie gniew naszym wrogiem, a muzyka naszym przyjacielem!
S II
12 pkt
Pierwszy meczyk Vayne i wleciał Pentakill, nic specjalnego ale miło wbić pente po przerwie i wygrać w dodatku. Wiem, wiem to i tak tylko aram ale cieszy i bawi zawsze.
Druga rozgrywka poszła gładko, a grałem tam Zilean'em więc bardzo zabawny mecz no i też wygrany. Stun z dwóch bomb i dmg zadany z nich jest prze ogromny. Bardzo pomocna postać w tym trybie.
Potem pojechałem załatwić parę spraw i wybiła godzina 21 więc usiadłem do komputera, odpaliłem lola i zagrałem solo rankeda i co z tego wyszło? Nic ciekawego...
Grałem na supporcie (mój main) i wybrałem Leone, dumnie ruszyłem do przodu ze swoim adc (Miss Fortune ) i już na samym początku koleś dziwnie się zatrzymywał. Jak się okazało pisał z kimś na fb, co przełożyło się na ilość minionków oraz dwie szybkie śmierci. Reszcie drużyny nie szło lepiej... W trakcie meczu oczywiście nie zabrakło obrażania od polskiego mid lanera oraz proponowania mi samobójstwa ze strony Dariusa po zabiciu Teemo przeze mnie. Co najlepsze ten top laner zginął jakieś pół minuty wcześniej...
Zdecydowałem się że nie poddam się tak łatwo i zagrałem kolejny mecz. Tutaj lepiej wcale nie było co można stwierdzić po kolejnym genialnym adc, zrobić statystyki 0/12/4 i mieć pretensje do supporta że nie jestem jego tarczą w momencie gdy on idzie walczyć z lucianem który wyprzedzą nas o 2 lub 3 lvl.... Brak mózgu zdiagnozowany! To był mecz po którym spadłem do S III i aż się we mnie zagotowało po tym meczu.
Po tej grze się podłamałem i stwierdziłem że koniec z beznadziejnym ad carry. Więc jakie znalazłem rozwiązanie? Zostać strzelcem i wygrać grę. Tak też się stało, mecz szedł bajecznie łatwo i nie mogłem narzekać na swojego pomocnika bo umiał koleś grać. Reszta drużyny również bez zarzutu i w końcu poczułem radość z gry, ale pytanie brzmi czy na długo?
Tak o to zakończyłem swoje zmagania na Summoner's Rift, ważne że dzień zakończony wygranym meczem lecz w punktach nie jest już tak kolorowo...
S III
95 pkt
Poddawać się nie można więc jutro mam nadzieje powrócić do Silvera dwa i powoli iść coraz to wyżej. Pamiętajcie gniew naszym wrogiem, a muzyka naszym przyjacielem!
by Lutherek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz